-Że! Haha zajęcia są już skończone!
-Haha
-Ale to nie tyle! Jeszcze gdy wychodziłam powiedziałam że spotkamy się dzisiaj w nocy! Wiesz jak ja mu zepsułam reputację! Nawet mój licznik cierpienia zwiększył się do jednej kropli, nie wiedziałam że to będzie takie łatwe. -powiedziałam, ale nagle usłyszałam pukanie do drzwi, otworzyłam je, a moim oczom ukazał się Max.
-Max! -krzyknęłam zdziwiona, -Eleanor mówiła że przyjedziesz za dwa tygodnie.
-Tak, miałam wtedy skończyć nauki, ale ktoś dal znać twojemu ojcu że sobie nie radzisz i mam zjawić się wcześniej. -powiedział, a ja sztucznie się uśmiechnęłam, jego obowiązkiem jest napisać to jak sobie radzę, jeśli stwierdzą że potrzebuję pomocy wyślą mi kogoś z innego żywiołu lub z żadnego żywiołu, kto będzie mnie pilnował. Ehh... ale nie pozostało mi nic innego jak powiedzenie mu wszystkiego, bo przecież sam się dowie.
[...]
-Że co ty niby zrobiłaś?! -zapytał wkurzony, Eleanor uspokoiła go czymś w stylu masażu barek. -Eee... ok, mamy cztery miesiące na wyłanie raportu o twoich postępach. Nie możesz go tak traktować, musisz zdobyć jego zaufanie, pomysł jest dobry, ale twój wizerunek nie za bardzo. Ty oszukujesz z wiekiem i on też, teoretycznie nawet gdyby ten wiek był prawdziwy, to moglibyście być para, czego oczywiście od ciebie nie wymagam. Wystarczyłoby to, abyś się z nim zaprzyjaźniła. Przypominam ci, na świecie nie ma dupków bez uczuć. To że poszłaś z nim na ostry ogień, nie znaczy że zrobiłaś dobrze. Powinnaś go poznać, oczywiście Melanie ułatwi ci poznanie go, a Juliette wykorzysta fakty.
-To co ja mam teraz zrobić? -zapytałam,
-Najlepiej przeprosić, ale resztę to musisz już sama wymyślić. -powiedział wychodząc z apartamentu prawdopodobnie do swojego tymczasowego "mieszkania", ówcześnie poinformował Eleanor, że mieszka razem z nim. Nie dziwę mu się. Ely powinna pomagać w misji, i mimo tego iż się stara ... ale to jest przecież Eleanor, może się starać, ale nigdy nie pomoże, a wręcz przeciwnie.
-Ely, Max ma rację, chyba za bardzo nas poniosło. Wiesz... myślę że Melanie będzie bogatą normalną dziewczyną, Adam mnie nie zna. Więc nie rozpozna mnie po charakterze. Wredna już jestem, poudaję trochę sukę z Las Vegas... ale bez przesady.
-Masz rację... to było nieodpowiednie. Ok, ja już będę szła do mojego "kochanego" braciszka. Późno już, dobranoc. -powiedziała i tak samo jak jej brat parę godzin temu, wyszła, flegmatycznie zamykając drzwi, tak... jakby zaraz po ich zamknięciu miała stawić się w kolejce po ucięcie głowy...
Równo z wybiciem północy położyłam się spać.
Czułam jak jego dusza zaczyna się coraz bardziej oddalać. Serce już dawno to zrobiło. Nie wiem co sobie wyobrażałam. Nie wiem czego oczekiwałam. To była mikrosekunda, chwila można powiedzieć nic nie znacząca. Drwiący ze mnie czas. Tak własnie było, ten czas powiedział kochasz go. Zaślepiona teraźniejszością nie myślałam nad tym jak wyglądałaby przyszłość. Nie myślałam nad tym czy w ogóle ta przyszłość ma rację bytu. Podniosłam swój wzrok w jego stronę. Nie wiedzieli że jestem, czuli tylko siebie, nie wyczuwali mojej obecności. To dobrze, może gdyby o tym wiedzieli, to już dawno bym nie żyła.
Dłoń przejechała po białej jedwabnej sukni. Po materiale delikatnie rozprysły się mikroskopijne kawałki pudru, które prawdopodobnie spadły posiadaczce stroju z twarzy, której nie było widać. Ręce wzięły wielki kawałek tiulu. Średnio długie paznokcie pomalowane bezbarwnym, błyszczącym lakierem co jakiś czas zahaczały o delikatny kawałek materiału. Wzięła w rękę malutki flakonik z perfumami i psyknęła się nimi dwa razy. Delikatna mżawka opadła na jej gołe ramiona. Spojrzała na złoty pierścionek zaręczynowy z malutkim diamencikiem po środku. Słychać było samochody zza okna które przejeżdżały co jakiś czas, dając dziewczynie do zrozumienia iż poza jej pięknym dzisiejszym dniem są ludzie dla których ten dzień jest całkowicie monotonny... Tylko chwila dzieliła ją od ołtarza... Długa ozdobiona białymi płatkami róż droga była centralnie przed nią. Srebrne kawałki brokatu latały w powietrzu dodając coraz to bardziej magiczny urok całemu dniu. Jeszcze tylko chwila... W końcu usłyszała charakterystyczny dźwięk organów kościelnych, ślubny hymn rozbrzmiewał w całym kościele odbijając się od ścian wiecznym echem. Pierwszy krok, wszystkie spojrzenia skierowane w jej stronę. A przed nią on.
Ciemność, jedyne co mogłam dostrzec, to -ciemność. Cisza wbijała się w uszy pozostawiając na nich niewidoczne, krwawe rany. Myśli stawały sie coraz głośniejsze i coraz bardziej wyrywały się spod kontroli. Po chwili nie dało się już nad nimi zapanować. Nie minęło dużo czasu, aż zaczęły pojawiać się dwa, trzy, cztery, pięć, dziesięć, dwadzieścia, siedemdziesiąt, nie sposób zliczyć. Każdy głos mówił coś innego. Przedzierał się przez głowę pozostawiając ból. Tylko niektóre dało się usłyszeć. Nieliczne glosy były na tyle wyraźne, aby móc je zrozumieć, na tyle głośne, ab móc je usłyszeć. Niestety większość z tego co dało się usłyszeć, nie miało żadnego sensu, w żadnym stopniu się ze sobą nie łączyło. Głosy były jednocześnie tak bardzo przepełnione jadem i złem, że przypominały coś czego ludzie baliby się umieścić w jakimś z najgorszych horrorów. Słowa rozpoczynały się, i urywały w najmniej pożądanym momencie, może... po prostu żaden moment nie był dobry na to, aby to przerwać? Wyglądało to tak, jakby ktoś chciał przekazać coś ważnego, i tak, jakby ktoś próbował na wszystkie możliwe sposoby temu zapobiec. "At all..." You must be carefull... She's....", "Lalalala", "Death is inside yo...", "Remember...", "Hahaha", "Hey, Hey, do you tal...", "Now", "Turn...", "...ve fine", "Remember" Ostatnie z tych słów, które dało się usłyszeć, było bardzo wyraźne. Można powiedzieć, że sposób w jaki zostało to słowo wypowiedziane, był perfekcyjny, tak perfekcyjny, że aż niemożliwy. Był prawdziwy, ale zanadto, był tak bardzo prawdziwy, że aż za mało wiarygodny. Brzmiało to tak, aby stworzenie, które wypowiadało to słowo, żyło tylko po to, aby właśnie to słowo powiedzieć.
Obudziło mnie bicie wielkiego zegara, którego wieża znajduje się kilometr od wieżowca, w którym mieszkam. Nie wiem, czy to sprawa gęstości powietrza, czyy... jeśli czegoś innego, to nie mam pojęcia czego ale zegar dzisiaj był głośniejszy niż zwykle. Mogę powiedzieć, że aż za głośny. Zawsze bije o północy, a tylko raz zdarzyło mi się, aby mnie obudził, to była jedna z pierwszych nocy, o której chyba nie muszę wspominać. Na samą myśl, o tym gdy goniły mnie "Dusze przeszłości" mam ochotę ponownie uciekać, nawet i z Adamem. Wciąż myślę, że w księdze nie jest napisane wszystko na temat tych demonów, i myślę, że Adam doskonale o tym wie. No cóż, czuję że coś mi zagraża, ale odnoszę wrażenie że dusze przeszłości już więcej się w moim życiu nie pojawią. Nie wiem jak powinnam to nazwać, chyba właśnie to jest tą "kobiecą intuicją" o której ludzie tak często mówią. Mam nadzieję, że w tym wypadku ta intuicja zawiedzie. Ten świat nie jest przyjemny, nie czuję się świetnie bez dodatkowych problemów. Przez ten sen jestem jeszcze bardziej przestraszona niz zazwyczaj, sny nie powinny tak wyglądać. Owszem, mógłby zdarzyć się sen podobny do tego co ja miałam, ale nie w ten sposób, w który mi się to przydarzyło, wiem co to znaczy śnic, jestem pewna że wtedy nie śniłam. Tylko... Nie wiem co to właściwie było.
__________________________
1. Przepraszam, że długo nie dodawałam ale teraz rozdziały nie będą pojawiać się tak często.
2.Ten rozdział ejst krótki, za co bardzo was przepraszam.
3. Ten rozdział jest okropny i niczego nie wnosi, więc tez należą się przeprosiny.
4. Lonkaa odeszła z bloga play-for-keep.blogspot.com/ nie dam rady napisać sama tego bloga więc jeśli ktoś miałby ochotę, to byłabym bardzo wdzięczna i szczęśliwa. W skórcie, potrzebuję kogoś do współpracy.
5.Tak przepraszałam, to teraz proszę o komentarze ;p